Na ulicy gość zaczepił mnie niespodzianie, miał szalony wzrok, wstrząśnięty był, w jego oczach stały łzy. Bił od niego szmal, sygnet i drogie ubranie, coś powiedzieć chciał i nie zdążył nic bo jak bańka nagle znikł. Został po nim pył i pewnie grube miliony. Więcej nie miał nic, ciekawy dzień, co dziś jeszcze spotka mnie?
Święty pijak, żul swą wiarą w sztok zamroczony, w oczy patrzę mu, kiedy jak sen w świetle dnia rozpływa się.
Choćbyś miał największy bank i cały świat pod stopami,
Choćbyś był święty jak Rzym to niekochany będziesz jak brzęcząca miedź.
Proszę, powiedz mi, kocham Cię, niekochani giną w zapomnienia mgle, żyją niewidzialni,
Powiedz, że kochasz mnie, nie chcę się rozpłynąć w obojętnym tle ani na dnie szklanki
Proszę, powiedz mi, kocham Cię, niekochani giną w zapomnienia mgle, żyją niewidzialni
Powiedz, że kochasz mnie wciąż jeszcze, nie chcę nagle zniknąć jak niechciany świecz.
Dziecka szary dom, bezpańskie psy i ruiny, las daleko stąd, mafijny gang, spod latarni rządek pań. Zeszłoroczny śnieg, milczące chłodem rodziny, wszystko znika gdzieś bo tak jak garb nie obchodzi wcale nas.
Choćbyś miał największy bank i cały świat pod stopami,
Choćbyś był święty jak Rzym to niekochany będziesz jak brzęcząca miedź.
Proszę, powiedz mi, kocham Cię, niekochani giną w zapomnienia mgle, żyją niewidzialni,
Powiedz, że kochasz mnie, nie chcę się rozpłynąć w obojętnym tle ani na dnie szklanki
Proszę, powiedz mi, kocham Cię, niekochani giną w zapomnienia mgle, żyją niewidzialni
Powiedz, że kochasz mnie wciąż jeszcze, nie chcę nagle zniknąć jak niechciany świecz.