Macie te wasze stanowiska:
Budzik, koszule, psa i smoking.
Poukładane jest to wszystko
i przewietrzane raz do roku.
Na waszych biurkach mruczą tarcze
Jak stery tarcze telefonów.
List podyktujesz sekretarce,
zanim odwiozą cię do domu.
W mojej łazience spłuczesz z siebie
ten zasłużony, ciężki dzień.
Powiesz, że czujesz się jak w niebie
i tak jak zwykle powiesz, że...
Ja jestem twoja Marylin Monroe,
Ja jestem twoja Brigitte Bardot.
Przy mnie się czujesz jak Belmondo,
Gregory Peck, Alan Delon.
Dzisiaj ujrzałeś mnie na mieście,
Puściłeś przodem żonę, dzieci.
I zanurzyłeś się pospiesznie w ten tłum,
co wyszedł ci na przeciw.
A w domu żona, ta legalna,
jak nakręcona pozytywka,
Skrzypi, że jesteś stary łajdak,
Że cię rajcuje byle dziwka.
Nie ważne, że dziś garb swój czujesz,
bo ja jedyna tylko wiem,
Że ty się przy mnie wyprostujesz,
Że będziesz znowu super men...
Tu stoi twoja Marylin Monroe,
Tu czeka cię Brigitte Bardot.
Przy mnie się czujesz jak Belmondo
I łasisz się do nóg jak kot.
Ja ci dodaję wiatru w plecy
I fale prujesz, jak żaglowiec.
Przy mnie się urżniesz i wyleczysz
Czy to nie miłe?
... No sam powiedz...
Lubię was, moi dyrektorzy,
Tytani w piórach i w pościeli,
Lecz nie jest lepiej mi, ni gorzej,
gdy was odstawiam po kolei.
I tylko czekam nieustannie...
Ciekawe, który z was to zrobi,
Że przyjdzie tu i najzwyczajniej...
Inaczej mi po prostu powie...
Nie jesteś żadna Marylin Monroe,
Na pewno nie Brigitte Bardot,
Lecz serce jakoś mocniej bije,
niż wtedy, gdy o tamte szło.
Chodź, wynajmiemy taki pokój,
który zastąpi cały dom,
Gdzie będzie miły, nudny spokój
I trochę żal Marylin Monroe.